Nie wiem, co chcę w życiu robić…

25/05/2009

Czy to źle jeśli ktoś nie jest zdecydowany, miota się, zastanawia?

Absolutnie nie! Nie rozumiem pogardliwych spojrzeń i komentarzy za plecami, jeśli ktoś nie jest w 100% zdeklarowany, co do swoich planów na najbliższe 20 lat. Oczywiście ich posiadanie zdecydowanie ułatwia i przyspiesza osiągnięcie szerokorozumianego sukcesu i szczęścia, ale samo poszukiwanie swojej drogi jest niezwykle fascynującym zajęciem. Pamiętam jak wspólnie z kolegą z działu kadr przeprowadzaliśmy rekrutację na stanowisko młodszego specjalisty ds. marketingu w mojej poprzedniej firmie. Jednym z pytań w formularzu, na jakie oczekiwaliśmy odpowiedzi było: „Co będziesz robić za 5 lat?”. Zdecydowana większość kandydatów „szyła” na bieżąco wizje swojej przyszłości. Starali się wypaść profesjonalnie i pewnie. Często przewijał się dom/mieszkanie, awans o dwa stanowiska i podróż (koniecznie dookoła świata). W końcu jeden chłopak po usłyszeniu pytania odpowiedział „Nie mam pojęcia! To zależy m.in. od tego czy mnie przyjmiecie. Jeśli tak się stanie – za 5 lat to ja będę siedzieć po tamtej stronie biurka”. Mówił to w tak szczery i jednocześnie łagodny sposób – zero arogancji, pozowania. To miało być ironiczne podsumowanie tak naprawdę głupiego pytania.

Zdecydowaliśmy się go zatrudnić, nie tylko ze względu na tą jedną odpowiedź ale również jego dotychczasowe doświadczenie. Po 5 latach nie zajmował się rekrutacją, ale grał w kapeli rokowej (znanej do dzisiaj) i tak już zostało.

Przyznam, że uwielbiam ludzi otwartych, niebojących się przyznać, że dopiero szukają swojej drogi. Cenię również tych, którzy takie poszukiwania szanują.

Idealnie pasuje w tym miejscu tekst reklamy (nie pamiętam, czego – będę bardzo wdzięczna za przypomnienie!:)) gdzie na jednym z ujęć, chłopak w eleganckim garniturze, wyraźnie znudzony i zamyślony siedział na krześle podczas firmowej konferencji. Głos w tle tak skomentował tą scenkę „Nie miej do siebie pretensji, jeśli nadal nie wiesz, co chcesz w życiu robić”. Nie jestem pewna, czy dosłownie tak to brzmiało, ale sens jest identyczny. I ja się z tym zgadzam – nie miej do siebie pretensji, że nie znalazłaś, możesz mieć jedynie pretensje, że nie szukasz.

P.S Jeśli pamiętasz tą reklamę – będę niezmiernie wdzięczna za linka. Ostatnio chodzi mi po głowie, a nie mogę za nic przypomnieć sobie, jaki produkt był w ten sposób promowany (a to chyba nienajlepiej świadczy o reklamie, ale co tam;))


Walka o komputer.

20/05/2009

Ostatnio odwiedziłam moją siostrę i nadal jestem w szoku. Ich dom coraz bardziej zaczyna przypominać biuro . W pokoju młodszej córki stoją dwa komputery – jeden dziecka, a drugi mojego szwagra – fana gier komputerowych. W pokoju starszej córki (16-letniej) oczywiście laptop, do niego – ipod i mnóstwo gadżetów. W sypialni laptop mojej (niepracującej obecnie) siostry. Zapytałam ją, po co im aż tyle komputerów w domu. „Wiesz co, ciągle były jakieś kłótnie, awantury o to: kto ma po kim korzystać i co jest ważniejsze gra czy forum internetowe. Miałam tego dosyć” – odpowiedziała. Kiedyś jeden komputer i jedna komórka w rodzinie to było „coś”.

Obecnie niemal stalo się powszechne, że każdy 5-ciolatek ma już komórkę, ale komputer w każdym pokoju to już chyba lekka przesada. Ja, pomimo, że mam znacznie większą rodzinę – komputerów mam zaledwie dwa. Jeden stacjonarny, z którego korzystają dzieci a drugi to mój laptop. Mój mąż nie lubi komputerów i korzysta tylko wtedy, gdy musi – tam gdzie akurat nikogo nie ma.

Jak uniknęłam sporów i krzyków? Stworzyłam mój autorski system „wagowy”. Zwykła rozpiska nie zdałaby tu egzaminu. Codziennie na lodówce wieszam przygotowaną w Wordzie tabelkę z podziałem na godziny. Każdy, kto potrzebuje o danej godzinie skorzystać z komputera wpisuje 1. Ile mu to zajmie, 2. Co potrzebuje zrobić, 3. Jak ważna jest to rzecz w skali 1-5. Oczywistym jest, że pisanie wypracowania o wadze 4 ma pierwszeństwo nad zabawą w programie graficznym o wadze 2.

Początkowo moje dzieci celowo zawyżały znaczenie swoich powodów korzystania z komputera jednak z czasem zrozumiały, że nie ma to sensu. Dlaczego? Mogą się dostać do komputera wtedy, gdy będzie to jedynie ich fanaberią, ale gdy naprawdę pojawi się ważna potrzeba ktoś inny wskoczy na ich miejsce stosując tę samą metodę.

Po kilku dniach każdy – nawet moja najmłodsza 5 letnia córka, wpisując ulubioną zabawę edukacyjną wyraźnie zaznaczyła przy niej 3, a nie jak poprzednio 5. Ten system pozwala również uświadomić sobie ile czasu poświęca się na siedzenie przed monitorem i wyraźnie widać ile z niego zostało zmarnowane na przyjemne, ale nieefektywne działania.

Czy u Ciebie w domu również toczy się walka o miejsce przed komputerem? Jak sobie z tym radzisz? A może dla świętego spokoju, każdy ma swój własny?


Gdzieś zgubiłam 2 godziny…

18/05/2009

Wydaje Ci się, że masz dzień wypełniony, co do minuty? Na nic więcej nie znajdziesz czasu? Mogę Cię zaskoczyć – nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wiele go tracisz (z resztą jak zdecydowana większość ludzi)!
Istnieje bardzo prosty sposób, aby „zmierzyć” ile minut/godzin tracisz każdego dnia. Kup książkę albo odnajdź na półce jedną z tych, które zawsze chciałeś przeczytać, ale nigdy nie miałeś czasu, bo musiałeś zając się czymś innym. Miej książkę zawsze pod ręką – gdy wychodzisz wrzuć ją do torby / plecaka. Zawsze, gdy będziesz jechać autobusem, czekać na znajomego w kawiarni, „stać” w kolejce w przychodni – wyjmij książkę i czytaj. Nie ważne czy będzie to 5 czy 50 minut. Zaznaczaj zakładką stronę, na której skończyłeś, aby się nie pogubić. Co to da?
Pod koniec każdego dnia – policz ile stron przeczytałeś. Przeciętna prędkość czytania to ok. 25 stron na godzinę. W ten oto prosty sposób dowiesz się ile czasu – którego przecież nie miałeś – uciekło Ci na „czekaniu”. A teraz pomyśl, gdybyś czasami zamiast czytania książki załatwiał drobne sprawy, które zwykle odkładasz na „później”? W końcu uwolniłbyś się od zaległości i miał załatwione wszystko na bieżąco – a to bardzo miłe uczucie 

Sama zrobiłam ten eksperyment w zeszła sobotę. Rano poszłam z Muffinem do weterynarza. Była spora kolejka i udało mi się przeczytać 18 stron zanim zostaliśmy przyjęci. Później przygotowywałam obiad. Córki zażyczyły sobie lasagne, która musi się piec 40 minut. Tu zyskałam kolejne 20 stron. Wieczorem pojechałam na spotkanie z przyjaciółką, jej spóźnienie sprawiło, że zakładka wylądowała 14 stron dalej. Bilans sobotni – 52 strony, czyli ok. 2 godziny! Gdyby nie książka, nie odkryłabym ile czasu poświęciłam w ciągu dnia na „extra” działanie – byłabym przekonana, że szpilki bym nie wetknęła w tak napięty plan dnia a wieczorem zmęczona, z pewnością nie sięgnęłabym po książkę tylko położyła się spać.

Dlatego też serdecznie zachęcam Cię do wyrobienia nawyku czytania w wolnych chwilach. Jest to tzw. „2 w 1” – z jednej strony efektywnie wykorzystujesz niemal każda minutę (co poprawia samopoczucie), a z drugiej – w końcu masz szansę nadrobić zaległości czytelnicze, zrelaksować się i na chwilę oderwać od bieżących spraw.
A Tobie ile godzin rozmyło się podczas pozornego działania, czyli np. czekania? Co mógłbyś zrobić w tym czasie? Może znasz jakiś inny sposób mierzenia „zgubionego” czasu?


A Ty, co masz dzisiaj „Do zrobienia”?

14/05/2009

Szukając praktycznego i prostego w obsłudze narzędzia pomocnego w zarządzaniu czasem kilka miesięcy temu trafiłam na jeden z gadżetów labpixies o nazwie „do zrobienia”. Jeśli jesteś posiadaczem igoogle z pewnością go znasz – a jeśli nie – łatwo możesz dodać go do swojego profilu. Od razu go polubiłam, ponieważ jest „minimalistyczny” (bez tysiąca – często zbędnych – funkcji i skomplikowanej instalacji) i dostępny bez konieczności rejestracji na stronie czy dokonywania jakichkolwiek płatności.

Clipboard01

Gadżet ten umożliwia dodawania i usuwanie zadań z listy o wyglądzie kartki z notatnika. Możesz nadawać celom priorytety zmieniając ich kolejność oraz oznaczając odpowiednimi kolorami. Codziennie rano – jeśli nie jesteś zwolennikiem papierowych dzienników będziesz mógł sprawdzić stan listy i ją uaktualnić – dzięki temu nie zapomnisz odebrać kurtki z pralni, zaprowadzić psa na szczepienie czy przełożyć wizyty u lekarza.
„Do zrobienia” zajdziesz na stronie: http://pl.labpixies.com/gadget_page.php?id=33


Kto dzisiaj pozmywa?…Ja nie mam czasu!

11/05/2009

Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego ile mamy w domu naczyń- do zeszłej środy. Zepsuła się zmywarka, przyjechał fachowiec, pooglądał, postukał i zabrał do serwisu. Jestem, zatem pozbawiona jednego z urządzeń, do których nie ukrywam byłam bardzo przywiązana.

Dwie godziny po wyjściu fachowca (razem z moja zmywarką) zauważyłam niepokojące zjawisko w kuchni. W zlewie zaczęła rosnąć ogromna góra naczyń. Nie wiem jak moje (wiecznie na diecie) córki mogą mieć takie „zużycie”! Wydarzenie to wprowadziło szereg zmian w moim domu, a raczej w zachowaniu jego mieszkańców, które aż się proszą o skomentowanie.

1. Nagle wszyscy stali się BARDZO zajęci. Mąż cały czas pracuje, sprząta w ogrodzie albo ćwiczy. Córki uczą się pilnie jak nigdy – od samego przyjścia do domu nawet nie spojrzą w stronę telewizora tylko biorą się za czytanie, ewentualnie wychodzą pisać referaty z koleżankami (cóż za zbieg okoliczności). Syn ćwiczy całymi godzinami grę na gitarze (nigdy wcześniej nie przygotowywał się, aż tak gorliwie do kolejnej lekcji) i co chwilę zabiera Muffina na spacer – podobno psina nabawiła się problemów żołądkowych. Zabawne nie sądzisz?

2. Pojawia się typowy schemat przerzucania obowiązków na innych, tzw. „spychologia”. Dowiedziałam się dzisiaj, od starszej córki, że młodsza tak naprawdę nie czyta lektury tylko gazetę, od syna, że maż w ogrodzie ciągle rozmawia przez komórkę zamiast porządkować altankę…szkoda, że Muffin nie ma nic do powiedzenia. Ostatecznie wychodziło na to, że tylko ja mogę (a wręcz powinnam) zająć się zmywaniem – przecież jestem „najmniej zajęta ze wszystkich” – „O nie, tak to nie będzie!” -pomyślałam.

Wystarczy brak zmywarki, aby nagle wszyscy odkryli potrzebę terminowego wykonywanie zadań, dotychczas odkładanych do ostatniej możliwej minuty. Pomimo wielu plusów, jakie mogłyby wynikać z tej sytuacji, chcąc opanować sytuację zrobiłam grafik zmywania – obowiązujący do powrotu zmywarki. Chociaż bez entuzjazmu domownicy dostosowali się, tylko biedny Muffin na tym ucierpiał – skończyły się spacery i „pomaganie” podczas „porządków” w ogrodzie;)

Może Tobie przytrafiła się podobna sytuacja? Czasami obecność lub nagły brak jednego urządzenia potrafi postawić do góry nogami cały dom.


Telefon – przyjaciel czy wróg Twojego czasu?

07/05/2009

Jakiś czas temu w każdym domu był przynajmniej jeden. Obecnie każdy ma komórkę a dodatkowo po kilka aparatów stacjonarnych w różnych pomieszczeniach w domu (czasem nawet w samochodzie). Pomimo, że ludzie znają telefony od lat nadal nie nauczyli się korzystać z nich efektywnie. Jest to wspaniały wynalazek techniki zarówno dla Ciebie jak i dla osób chcących się z Tobą szybko skontaktować. Z jednej strony daje ogromna swobodę, z drugiej może w znacznym stopniu Cię ograniczać.

Czasami telefon doprowadza do dezorganizacji Twojego dnia, co wynika z nadużywania go przez innych. Nie pozwól, aby telefon stał się narzędziem ograniczającym Twoją swobodę i prawo do odpoczynku. To Ty decydujesz, kiedy, jak długo z i kim chcesz rozmawiać (doskonale wiem, że pewnych rozmów nie można odłożyć na później). Gdy spędzasz czas z rodzina lub przyjaciółmi uruchom automatyczną sekretarkę – po spotkaniu znajdziesz na pewno czas, aby oddzwonić. Twoi bliscy są zbyt ważni, aby telefon zdominował czas, który im poświęcasz.

Dzwoniąc Ty również zwróć uwagę, aby nie przekraczać pewnych granic. Szanuj czas swojego rozmówcy. Na pewno zdarzyło Ci się (a komu nie?) podczas rozmowy powiedzieć: „Poczekaj, jeszcze chciałem coś Ci powiedzieć, no nie mogę sobie przypomnieć. Zadzwonię później” lub opowiadać długo i namiętnie o mało istotnych sprawach.

Co za strata czasu i pieniędzy! Jak unikać takich sytuacji? Zanim wykręcisz numer- wypisz na kartce najważniejsze tematy, jakie chcesz poruszyć podczas rozmowy. Dzięki temu zyskasz pewność, że o niczym nie zapomniałeś i nie będziesz musiał dzwonić ponownie. Jeśli jednak w momencie odkładania słuchawki wiesz już, że znowu o czymś zapomniałeś – zamiast ponownie dzwonić napisz np. maila co pozwoli osobie, do której się zwracasz, odpowiedzieć w czasie dla niej dogodnym.

Pamiętaj szacunek do własnego czasu jest jednym z elementów szacunku do samego siebie! Podobnie rzecz się ma z poszanowaniem czasu innych.

Czy Ty również masz problem ze zbyt dużym udziałem telefonu w Twoim życiu? Ciągłe rozmowy uniemożliwiają Ci wykonanie zadań w wyznaczonym terminie? Jak radzisz sobie z nieustannie dzwoniącą, szczególnie w najmniej pożądanym momencie komórką?


Uwaga gaduła atakuje!

04/05/2009

Znasz ten typ człowieka- pożeracza cudzego czasu? Ja mam kogoś takiego za sąsiada. Nie jest to – wbrew wszelkim oczekiwaniom – starsza Pani lubiąca porozmawiać o pogodzie i strzykaniu w kościach a mężczyzna około czterdziestki – Pan Tomasz. Gdy wychodzi na spacer ze swoim jamnikiem osiedle pustoszeje.

Dlaczego? Gdy tylko kogoś „złapie” na swojej drodze zaczyna opowiadać o swoim synu, który wyjechał do Krakowa, o ostatnim odcinku „tańca z gwiazdami” – „a widziała Pani jak się tej aktorce spódnica podwinęła? I ona tak tańczyła do końca – no niesamowite!”. Nie ma dla niego tematów nieciekawych, jednocześnie niezmiernie trudno jest się z nim ”pożegnać”. Nie raz widziałam jak stał na chodniku prowadząc monolog skierowany do Pani Marioli spod 4. Ona- zamiast jasno powiedzieć, że jest zajęta (niosła stos papierów i laptopa – pewnie znowu spieszyła się na nagranie do studia) stała, niecierpliwie rozglądając się wkoło czy nie idzie ktoś, kto mógłby „wybawić” ją z tej opresji.

Ja, od jakiegoś czasu, nie mam problemów z Panem Tomaszem. Otóż, gdy pewnego dnia biegłam (mocno już spóźniona) do samochodu – spotkałam oczywiście p.Tomasza – ale powiedziałam stanowczo (i zgodnie z prawdą), że w tej chwili nie mogę rozmawiać. Dałam tym samym do zrozumienia, że nie zawsze jestem w stanie pozwolić sobie na pogawędkę. Teraz nie muszę udawać, że rozmawiam przez komórkę, gdy mijam Pana Tomasza (przyznaj się też czasami to robisz ;). Jeśli mam czas – chętnie rozmawiam z nim o nowościach ogrodniczych czy ostatnim filmie Clinta Eastwooda, jednak, gdy się spieszę, bądź po prostu mam inne sprawy na głowie informuję o tym wprost.

Ważne jest, aby umieć odmawiać (gdy tego wymaga sytuacja). Pamiętaj – Twój czas jest zbyt cenny, jak powiedział Albert Einstein „Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić”. Ludzie poprzez szacunek dla Twojego czasu wyrażają również swój szacunek do Ciebie. Jeśli nadużywają Twojego czasu – nie wahaj się powiedzieć „NIE”.

Trafiłeś kiedyś na natarczywą gadułę? Może masz kogoś takiego w swoim otoczeniu? Jak sobie z nim radzisz?